Seria Spy - SERIA ZAMKNIĘTA

Forum Seria Spy Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
Burza miłości.


 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Seria Spy Strona Główna -> Nasza twórczość
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

Beź.



Dołączył: 06 Sty 2008
Posty: 26
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: wien.

PostWysłany: Czw 9:24, 17 Sty 2008    Temat postu: Burza miłości.

So many years have gone by - always strong, tried not to cry.
Never felt like I needed anyone to comfort me in life.

*


Soucille Raymond wzięła w swoje delikatne dłonie kilka rozłożonych przeze mnie na blacie czarnego stolika zdjęć. Nie przeszkadzał jej półmrok panujący w pubie, bez trudu rozpoznała postać znajdującą się na owych fotografiach.
Czyż człowiek widzi tylko tego, co pragnie zobaczyć?
Młoda kobieta analizowała wnikliwym wzrokiem swoich lazurowych oczu młodzieńczą, rozpromienioną twarz bruneta ukazującą się na każdym z błyszczących polaroidów.
- To o n, prawda? - odważyłam przerwać tą chwilę ciszy, jaka zapanowała pomiędzy mną i rudowłosą pięknością o wdzięcznym imieniu Souci*. Dźwięki muzyki klubowej dobiegające z głośników rozstawionych w kątach pubu dla nas obu zdawały się nie istnieć.
Panna Raymond w odpowiedzi na moje pytanie spiorunowała mnie wzrokiem i jakby spłoszona, odłożyła pośpiesznie zdjęcie na bok, aby zapalić papierosa.
- Ten człowiek jest mi zupełnie obojętny - odparła, kiedy zaspokoiła pierwszy nikotynowy głód. - Nie mam nic więcej do powiedzenia w jego sprawie, n i c.
- Dlaczego? Przecież... - zawahałam się przez chwilę, a po namyśle pozwoliłam sobie na pewien przejaw nacisku z mojej strony: - Kochaliście się.
- Być może... ja. Ja kochałam. - zaciągnęła się mocno. - Ale Jakob? On nie potrafił. Nie potrafi nadal, tak myślę. Jest jak dziecko, potrzeba mu miłości, której sam dać nie umie, a być może nieświadomie odwzajemnia?
Jedno jest pewne: za późno to odkrywa, niestety.


*

Nazywał się Jakob. Słońce, ognista kula na niebie chyliła się już ku niezgłębionej linii horyzontu, kiedy dotarł on do opuszczonej drewnianej szopy położonej na zboczu doliny.
Tu, licząc na w miarę sprzyjające warunki bytowania, postanowił spędzić noc. Uśmiechnął się, aby pokrzepić pełną niepewności duszę i zdecydowanym ruchem dłoni popchnął skrzypiące drzwi. Uśmiechał się nadal, jakby swoim radosnym grymasem chciał rozświetlić całe ciemne i nieznane mu pomieszczenie, pełne swojskiego zapachu skoszonego siana. Rozłożył matę na ziemi, położył się i próbował zasnąć, zmęczony po podróży.
Morfeusz łaskawy dla niego nie był, bowiem kiedy Jakob podniósł swe ciężkie powieki, dookoła było jeszcze cicho i tak samo ciemno. Przez szczelinę w pokrytym strzechą dachu ujrzał księżyc, który wyłonił się z mgły i rozświetlał jeszcze wątłym światłem czarne jak atrament niebo.
Uciekał często - przed przyjaciółmi, przed problemami, jednak nie udało mu się schować się w tych alpejskich dolinach przed sobą i tymże księżycem, który teraz jak na złość świecił mu w oczy już mocnym blaskiem. Szukał wyciszenia i ostoi w krajobrazie zimnych i skalistych gór, widział nieposkromiony nurt strumyków, wolne tchnienie ptactwa lotnego.
Jako rozbitek na ziemskiej planecie, Jakob stale poszukiwał swojego miejsca, chociaż zameldowany był od lat dwóch na paryskim Montmartre tylko z powodu rozpoczętych świeżo studiów i wykładów opuszczanych często z powodów `bliżej nieokreślonych`.
Historia Sztuki nie była szczytem jego marzeń, gustował w podróżach i, od niedawna, dźwiękach muzyki poważnej. Dostrzegł jej piękno dzięki drogiej Ellein, zaufanej kompanki i powierniczki. Musiał nauczyć się kochać ją c a ł ą, bo lubowanie się w pięknych włosach i pełnych ustach rządnych pocałunków wcale nie było takie trudne. Uczył się wciąż miłować każdy grymas niezadowolenia, gorzkie słowa prawdy i zarzuty pod swoim adresem, które, choć rzadko, słyszał z jej strony. Znał jej uczucia co do niego, głębokie oddanie, które czasem go przerażało. On sam nie umiał komuś oddać się bezgranicznie, jak ona jemu. Wymagało to niezwykłego zacięcia się i akceptacji, co dla Jakoba znaczyło bardzo wiele. Nie spodziewał się, że miłość może tak dużo wymagać od niego.
Był zaiste leniwym, rozmiłowanym w udogodnieniach człowiekiem. Potrzebował odpoczynku od miłości, od Paryża - potrzebował zakosztować rozkoszy w ciszy. Znikał, nikt nie wiedział gdzie. Jego bliscy przyzwyczaili się już; wiedzieli o tych dziwnych zachowaniach, które czyniły Jakoba w ich oczach bardziej tajemniczego, a w oczach wrogów tworzyły zakłamany obraz wyalienowanego dziwaka.
"Zawsze byłem inny" - pomyślał. "Stanowiłem indywiduum, jak wzgórze Montmartre górujące nad Paryżem. Ja jednak nie góruję nad innymi, a przemykam tylko, mam nadzieje: niezauważony, w swoich różowych okularach pomiędzy nimi i staram się pokazać im świat wesoły i beztroski.
Największe kłamstwo świata - w pewnym momencie tracimy łączność z realiami często złej dla nas rzeczywistości i uciekamy w marzenia. Ja zaś zbiegam w niedostępne góry, chowam się przed szarością w nadziei, że nie opanowała ona biegle sztuk alpinistycznych. Obłuda, którą sami sobie stworzyliśmy, zatraca nam wszystko. Mimo, że już nie chcemy z nią trwać, do końca musimy ją przetrzymać.
Inaczej polegniemy - to będzie oznaczać życiową przegraną."
Rozmyślał tak nad swoim postępowaniem, kiedy to jego uczucie uśpionej dotychczas niepewności rozjuszyła ciemna chmura, zakrywająca mu srebrną tarczę księżycową. Cisza, jaka panowała w dolinie, zdawała mu się teraz jeszcze bardziej zastanawiającą i potęgującą strach w jego ciemnych oczach. Nie słyszał szumu wiatru, powietrze stało się ciężkie i milczące, oniemiałe z trwogi. Chwilę panującej martwoty przerwał nagły szum trawisk, łanów zbóż kładących się na ziemi i znów w górę, unoszonych przez wiatr. Wrzały owe kłosy jak fale, po owym letargu uspokoiły się - znów stały nieruchome.
Cisza.
Kilka wichrów wten raz po raz prześwisnęło po szopy dachu, jeden z drugim lecą, a z nimi krople dżdżyste wielkie jak groch, jasne i okrągłe. Wzmagała się burza, chcąca pokazać swą wyższość nad tymi pagórkami leśnymi, nad niedostępnymi skalistymi szczytami. Huk straszny nie pozwalał Jakobowi myśleć o niczym innym, jak o własnym bezpieczeństwie.
"Nigdy nie ufaj niebu." przeszło mu przez myśl."Atmosfera jest zmienna tak jak ty. Czy także dostarcza tylu niezupełnie miłych doznań...?"
Zamrugał gwałtownie, słysząc grzmienie nieba i błysk niebieski widoczny przez szczelinę w przeciekającym dachu. Skulił się na macie, przemoczony i zmarznięty szukał pociechy w tym, że wszystko ma swój koniec.
Przecież po burzy zawsze musi wyjść...?

*

O tak - świat ma wiele prawd, a jeszcze więcej kłamstw, prawda?
Następne złudzenie z ziemskiego wachlarza fałszu brzmi: "nieumiejętność przewidywania burzy w piękny czas".
Przyjmij do siebie Jakobie i egzekwuj, nie czekając na słońce.


__________________________
* - Souci (franc. "Nagietek")

to jedna z notek na moim blogu. umieszczam, bo gdzieś muszę to schować na wszelki wypadek - dysk idzie do czyszczenia^^[/i]


Ostatnio zmieniony przez Beź. dnia Czw 9:24, 17 Sty 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

LM



Dołączył: 26 Mar 2007
Posty: 836
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 10:06, 17 Sty 2008    Temat postu:

Wiesz, że pięknie?
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Herbata.



Dołączył: 13 Lip 2007
Posty: 346
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 14:50, 17 Sty 2008    Temat postu:

Podpisuje się pod LM.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Seria Spy Strona Główna -> Nasza twórczość Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin