Seria Spy - SERIA ZAMKNIĘTA

Forum Seria Spy Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
Wrócę.


 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Seria Spy Strona Główna -> Nasza twórczość
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

murdermile



Dołączył: 15 Kwi 2007
Posty: 257
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z mgiełki niebytu

PostWysłany: Nie 18:46, 16 Gru 2007    Temat postu: Wrócę.

Rozwiany włos, spódnica w kolorze krwistej czerwieni i duże, miodowe oczy.
Piotr uśmiechnął się mimowolnie, widząc, jak zmierza ku niemu swoim płynno-tanecznym krokiem, który sprawiał wrażenie, jakby unosiła się nad ziemią.
Po raz kolejny pomyślał, że jest piękna – mimo niedokładności w całej budowie i symetrii jej twarzy, dość płaskiej i suchej figury – jak powiedziałby postronny obserwator – i całej lawiny piegów, która znalazła ciepły kąt na całej powierzchni jej twarzy, i, jak na razie, nie zamierzała jej opuszczać na rzecz chłodnego smagania wiatrem po słabo oświetlonych ulicach Torunia. Nie dziwił się im – Ona roztaczała wokół siebie tyle uczucia, tyle ognia, że wystarczyłoby do rozpalenia ogniska, nawet gdyby stos nie składał się wyłącznie z suchych drewienek.
Uśmiechnęła się do niego, a on nie ośmielił się nawet chwycić jej za rękę. Byli sobie tak samo bliscy, jak i obcy – znał ją dopiero od tygodnia, a już zastanawiał się, jak mógł żyć wcześniej. Tych długich, listopadowych godzin pełnych oczekiwania na kolejne chwile, kiedy ją zobaczy nie były w stanie osłodzić ani wiatr, tańczący na zewnątrz oberka z gołębiami, ani zdjęcia, które podarowała mu już przy drugim spotkaniu. Choć znajdowała się na paru, to nie było to samo. Ona była sobą tylko w pełni, tak samo jak życie bez Niej – nie było życiem wcale.
„Niespokojny duch” – gdyby ktoś kazał Piotrowi jakoś ją określić, po chwili zastanowienia wybrałby te słowa. Nie umiał uchwycić jej w żaden możliwy sposób, i instynktownie trochę się tego bał – że pewnego dnia uleci z pierwszym oddechem Boreasza, tak jak żółta apaszka, którą nierzadko wypuszczała do czardasza z wiatrem, a on nie zdoła jej zatrzymać. Dla niej całe życie było zabawą, grą – nie wiedział, czy znaczy dla niej cokolwiek, ale nie obchodziło go to specjalnie. Jedyne, czego chciał, to być przy niej, bez względu na to, czy Ona kiedykolwiek zda sobie sprawę z jego obecności. Kochał ją.
Tak po prostu.

==

Lubiła tańczyć. Nie zwracała uwagi na krzywe, pełne politowania spojrzenia wszystkich tych bezbarwnych postaci w tle – cieni – bo nigdy nie uzależniała swojego życia od innych. Nie starała się zatrzymać chwili, pozwalała im płynąć we własnym tempie, podobnym do rytmu bicia serca – raz spowolnionych, dostojnie kroczących andante, innym razem – szaleńczo szybkich, dostających apopleksji z każdym kolejnym oddechem.
Te minuty z Piotrem były prędkie. Kręciły młynki, piruety; kątem oka obserwowała, jak wyczyniają dziwne akrobacje, próbując ulecieć przez dziurkę od klucza. Nie pozwalała im, bo po raz pierwszy czuła się tak, jakby znalazła swoje miejsce w życiu.
Myślała, że ten czas, to miasto – że wszystko jest tam, gdzie powinno być, znalazło swoją własną szufladę pachnącą fiołkami. Że wreszcie natrafiła na pewną namiastkę szczęścia, nie włożoną w folder i zatrzaśniętą w formę definicji, podobną do zbierania czereśni w czerwcowy poranek i napawania się ich smakiem, gdy dopiero wstaje dzień. Cierpkim, gorzkim. Takim, który zawsze przywodził jej na myśl właściwy porządek rzeczy.

==

Wiele razy chciał poprosić ją, żeby zostawiła aparat w domu. Wraz z każdym trzaskiem migawki wydawało mu się, że ją traci – była bardziej oddana tym obrazom, które wykwitały na kartce papieru niż jemu, mimo że on stał obok, a one były tylko pewną połacią wyobraźni, jeszcze nie materialną. To głupie, ale czuł się cholernie zazdrosny o zdjęcia – nie chciał, żeby uwieczniała chwile, które powinni przeżyć – intensywnie, w pełni, bez myśli i bez planowania. Ostatnio często łapał się na myśli, że gdyby kiedykolwiek doszło do sytuacji, kiedy byłaby już tylko odciskiem palca na jednej z fotografii, byłby skłonny odciąć to wietrzne sznurowadło, na którym ciągle wisiał. Opcje awaryjne, plany be – ich tworzeniem zajmował się przez całe dotychczasowe życie, dopóki jej nie poznał. Zawsze był przygotowany na każdą ewentualność, ale ona prędko wybiła mu to z głowy.
Teraz czuł się bezbronny, nagi. Pozbawiła go bezpiecznego powrotu do domu, i nie chciała zapełnić sobą tej pustki. Nie w pełni – kiedy obejmował ją, wdychając zapach jej włosów – oddalała się, była zimna, nieobecna. Od niedawna nie dotykał jej już, pozwalając na samodzielność, której tak bardzo potrzebowała. Nawet, kiedy była już tylko mokrymi śladami stóp na piasku czekał, bo wiedział, że wróci, choćby następnego dnia.
Nie bywał już w domu. Jadał w knajpach, wegetował – do chwili, kiedy zjawiała się Ona. Wtedy znów żył.

==

„Jestem jak motyl” – powiedziała mu, gdy próbował ją pocałować. Stanowczo położyła mu palec wskazujący na ustach i okręciła się wokół własnej osi, pozwalając, żeby czerwona spódnica wzbiła się w powietrze, ukazując bladą skórę jej nóg. „Musisz o mnie dbać, Piotrze. Nie łap mnie nigdy za skrzydła ani nie staraj się zamknąć w złotej klatce, bo bez wolności mogę umrzeć. Taka już jestem; nie będę za to przepraszać, ani starać się zmienić. Musisz mnie zrozumieć, kochany”.
A potem oddaliła się ponownie, ciągnąc za sobą żółtą apaszkę, która falowała w toruńskim powietrzu, tworząc harmonijne pokłady barw wraz z każdym mijanym światłem latarni, które zdawało się pleść swoją własną nić mieszczańskiego piernika.

==

Była jak motyl, musiał to przyznać. Subtelna, delikatna. Ulotna. Tak samo nietrwała jak uczucie przynależności do toruńskich straganów i tych nawet kawiarenek, w których nigdy nie bywał.
Kiedy zobaczył, jak tańczy przy fontannie, zrzuciwszy uprzednio z nóg ciężkie glany nie wyszedł z ukrycia, nie podszedł – wiedział, że ta chwila należy tylko do niej, tylko i wyłącznie. Byłby złodziejem, gdyby wtedy wtargnął w jej życie – powoli zaczynał przyzwyczajać się do myśli, że zawsze będzie musiał dzielić się nią z nią samą.
Tyle dobra. Miała w sobie tyle dobra, tyle miłości dla świata, tyle uśmiechu! Znał ją parę dni, a już nauczyła go obserwować nawet najmniejsze żyjące istoty tak, jakby od nich miał zależeć los całego świata. Jak sama mówiła, wszystko ma swoją duszę – i komunikuje się, choćby językiem niezrozumiałym, niewerbalnym. Chciała mu pokazać wszystko, co sama kochała – pokazała mu, jak zwracać uwagę na najdrobniejsze ludzkie szczęścia, najmniej zauważalne przejawy ziemskiego piękna, które przejawiały się w najmniej spodziewanych sytuacjach. Kiedy uśmiechała się, pozwalając ciemnym kosmykom ocierać się o beton, w czasie gdy ona z uchem przytkniętym do ziemi słuchała jej mowy – choć, jak twierdziła, przemawiała w jidysz – mówił jej, że wygląda jak namalowana słońcem. Nie słyszała.
Nie wiedział o niej nic. Przychodziła, zawsze o tej samej godzinie, i odchodziła, zostawiając go w bolesnej samotności – ale nigdy nie mówili o przeszłości, nigdy nie rozmawiali o tym, jacy są poza tym napiętym harmonogramem godzin które spędzali razem. Kiedy Toruń zapalał swoje wieczorne światła, uśmiechając się do nich kolorowym blaskiem tysięcy straganów – dochodził do wniosku, że jest Tajemnicą, której nigdy nie zdoła zgłębić. Której nie chciał zgłębić.
Urok, choć zapewne by pozostał, nie miałby już w sobie zapachu jej żółtej apaszki. Gdyby wiedział o niej więcej, odleciałaby, w zamian za informacje pozostawiając trudną do przekupienia pustkę.

==

Kiedy przeglądała zdjęcia, z jej oczu mimowolnie popłynęły łzy. Przystawiła policzek do zimnej szyby i napawała się kroplami deszczu, tworzącymi na niej artystyczne mozaiki – ten chłód rzeczy martwej podziałał na nią kojąco, zamieniając rozszalałe, galopujące myśli w dwa płynne strumyki, wypływające z jej głowy jak z górskiego zbiorowiska skał.
Spojrzała na Piotra, jedzącego lizaka – kawałek tęczy na patyku – na samym środku rynku, w błogim sąsiedztwie z nienazwanym tłumem ludzi i kolorowych szalików – i podziękowała mu w duchu za te wszystkie chwile, które spędzili razem. Wiedziała, że była egoistyczna – jak zwykle – ale była mu wdzięczna, bo był jedyną osobą którą dotychczas spotkała, która wiedziała, w jaki sposób odpowiednio ją pokochać.
Otarła łzy, uśmiechając się mimowolnie. To były dobre dni. Nie żałowała.
Kiedy ojciec powiedział jej, że muszą wyjechać, nie powiedziała nic. Przyzwyczaiła się już, że decydowano za nią, i że nie pytano jej o aprobatę w żadnej z życiowych dziedzin. Wiedziała, że nie zdoła się z nim pożegnać – za dużo sentymentu było związanego drobną nitką, zapełnioną ziarnkami maku, w które wpisane były wspólne minuty z nim i tym wszystkim, czego nie zdążyli sobie powiedzieć. To były piękne dwa tygodnie. Piękne.
Prawie widziała pęknięcia na ceramice, które stworzyła, pozwalając mu pokochać siebie i to wszystko, co było nią nie bezpośrednio.
Nie założyła maski. Ale może gdyby to zrobiła, bolało by mniej?

==

Nie było jej w umówionym miejscu w godzinie, o której zawsze się spotykali. Piotr, zaniepokojony, czekał – dziesięć minut, piętnaście, trzydzieści. Gdy upłynęły trzy kwadranse już wiedział, że nie przyjdzie.
Kiedy chciał już odejść, z gałęzi stojącego obok dębu zleciała, zapewne zwiana wiatrem, żółta apaszka. Piotr odczepił zwitek papieru, przywiązanego misternie do jednego z jej rogów, i nagle zdał sobie sprawę, że nawet nie wie, jak ona miała na imię.
Jego oczy spoczęły ja jednym słowie, wypisanym drobnym, okrągłym pismem. Mimo woli odetchnął głęboko, wyrzucając kartkę za siebie.

Wrócę.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Seria Spy Strona Główna -> Nasza twórczość Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin